J. M. W. Turner, Norham Castle, Wschód słońca ok.1845 r. Photo © Tate |
Pejzaże utkane z powietrza i słońca, barwnych plam i wyobraźni, czyli Williama Turnera odczuwanie świata i światła
Słońce jest Bogiem. William Turner
Tym, co uderza widza, spacerującego po salach Muzeum Narodowego w Krakowie, które zaaranżowało wystawę prac tego Artysty, jest porażająca siła Jego geniuszu, łączącego zachwycającą lekkość pędzla [1] z ogromną pasją tworzenia i żywiołowym temperamentem. Nie sposób pozostać obojętnym i nie ulec porywającej wyobraźni Turnera, niezwykle płodnego twórcy, którego John Ruskin – przyjaciel i apologeta Artysty – w książce „Współcześni malarze” z 1843 r. określił mianem „samotnego mistrza wyobrażeń nieba”.
Pejzaże malowane barwą i światłem otwierają przed nami przestworza wyobraźni. Kojące i pełne ciszy albo pełne dramatyzmu i niezwykle żywiołowe kompozycje ukazują kipiel barw i płynnych, będących w ciągłym ruchu form. Plamy barw i światła oraz formy o zacierających się, często poszarpanych konturach, mieszają się ze sobą albo są ze sobą zderzane na zasadzie kontrastu, wywołując u widza silne emocje – od głębokiego spokoju po przerażenie, grozę i wzniosłość. [2] Rezygnacja z wiernego odtwarzania realności (lekceważenie szczegółów, rozmywanie konturów, uproszczenia w przedstawianiu ludzkiej sylwetki - "The Angel Standing in the Sun" z 1846 r.,"Entrance of the Meuse: Orange-Merchant on the Bar, Going to Pieces" z 1819 r. ) [3], zabawa kolorem i plamą oraz daleko posunięta synteza rzeczywistości ("The Scarlet Sunset"z ok. 1830-40) [4], doprowadzają w końcu Artystę do czystej abstrakcji ("Sun Setting over a Lake" z 1840) [5].
Kolor u Turnera wibruje, pulsuje i świeci albo przygasa, gęstnieje i matowieje lub staje się zupełnie blady i niemal przeźroczysty. Artysta mieszał barwy,
zestawiał jasne kolory z ciemnymi, a malując akwarelami używał różnych
odcieni papieru (białego, niebieskiego, ciemnobrązowego...), żeby
osiągnąć zamierzony efekt kolorystyczny. Przestrzeń tkana z barw to zastyga w bezruchu ( "Wenecja: San Giorgio Maggiore o świcie" z 1819 r.), to znów kołysze się, zaczyna płynąć i wiruje jakby była targana wiatrem lub wciągana przez oko cyklonu. Powietrze, wypełniające przestrzeń Turnerowskich płócien jest w nieustannym ruchu. To uspokaja się, łagodnieje i cichnie, to znów zrywa się i wpada w szał, miotając z wściekłością sztormowymi falami i przeganiając burzowe chmury, które zaczynają pędzić po niebie, niczym rozszalałe bestie wypuszczone z piekielnych czeluści. W późniejszym okresie twórczości wszystko wiruje wokół osi znajdującej się w centrum obrazu, a ukazany na płótnach świat jest zasysany do wewnątrz przez gigantyczną trąbę powietrzną, przywołując apokaliptyczną wizję końca świata ("Snow Storm - Steam-Boat off a Harbour’s Mouth" z 1842 r.).
Turner, to nie tylko malarz, ale i dramaturg oraz genialny kompozytor. Jego płótna można przyrównać do partytur. Dzieła te ożywają w momencie ich oglądania. Malarz nieustannie nas zaskakuje. Bawi się emocjami widza, igra naszymi odczuciami i postrzeżeniami, wciągając nas coraz bardziej w wir zmysłowych wrażeń. Komponując przestrzeń dynamizuje ją, zestawiając oślepiające światło z głębokim mrokiem oraz używając kontrastowych, nasyconych barw. Jego kompozycje albo ukazują, mrożącą krew w żyłach i wywołującą grozę, potęgę gór (żywioł ziemi) oraz niszczycielską potęgę pozostałych żywiołów (ognia, wody, powietrza), albo są ulotnymi i zwiewnymi impresjami, przedstawiającymi raz pogodne i świetliste, a raz zasępione i smutne oblicze Natury. Impresje te [6] – w odróżnieniu od malowniczej i spektakularnej walki pierwotnych żywiołów, wygrywanej na mocnych i silnie skontrastowanych ze sobą kolorach ( głębokie odcienie od forte do forte fortissimo) - oddane zostają za pomocą kilku zaledwie tonów barwnych oraz ich subtelnych odcieni (od piano do piano pianissimo aż po quasi niente), sprawiając wrażenie niezwykłej lekkości i przejrzystości.
Pracą, która najbardziej mnie urzekła była niepozorna, namalowana w pastelowej tonacji akwarelka „Dyliżans” z 1840 roku [7]. Na środku kartki, na jasnobeżowym, cielistym tle, mamy podłużną, o nieregularnych, poszarpanych zarysach, beżową plamę namalowaną szybkimi, jakby od niechcenia pociągnięciami pędzla, którą wieńczy brunatny kształt. Wokół tego obiektu wiruje szaro-kremowo-beżowe, z przebłyskami rozwodnionego błękitu, tło. Ta praca niczego nie przedstawia i stanowi jedynie aluzję do rzeczywistości. Podobnie jest w przypadku "Łodzi na morzu" [8], gdzie mamy trzy krótkie pionowe smugi wykonane lekkimi pociągnięciami pędzla. Trzeba być mistrzem, żeby za pomocą tak ascetycznych (!) środków wyrazu oddać wrażenie rozpędzonego dyliżansu i płynących po wodzie łódek. Trzeba mieć też ogromną wiarę w wyobraźnię widza, żeby ufać, że ulegnie on tej sugestii i zobaczy na obrazie przywołane przez artystę obiekty! Akwarela ta wprawiła mnie w rozbawienie i wzbudziła podziw. Podchodziłam do niej kilkakrotnie i za każdym razem stawałam oniemiała. Nie musiałam nawet przymrużać oczu, żeby widzieć ciągnięty przez rozpędzone konie i mknący w śnieżnej zamieci powóz, który kołysze się i unosi w powietrzu.
Trzecią pracą, która przykuła moją uwagę jest "Skalista przełęcz pośród gór" z ok. 1801 r. [9]. Zaskoczył mnie w niej sposób operowania kreską. Malarz, używając jedynie ołówka i kredy, podczas rysowania, nie odwzorowuje rzeczywistości, nie odtwarza jej z mozołem kawałek po kawałku, szczegół po szczególe, lecz tworzy jej syntezę. Operuje przy tym znakami utworzonymi tylko z linii: obłoczkami, urywanymi kreskami, układem położonych jedna nad drugą linii, przypominających szczeble drabiny. Kiedy podchodzimy blisko do obrazu, to widzimy symbole wypełniające powierzchnię kartki. Gdy się odsuwamy, to wszystko się rozpływa. Zaczynamy widzieć górzysty krajobraz porośnięty skąpo kępkami roślinności widocznej na pierwszym planie.
Moimi ulubionymi dziełami Artysty są te prace, które ukazują stan, gdy zacierają się znajome kształty i kontury przedmiotów a rzeczywistość staje się nierzeczywista ("Wzburzone morze z delfinami" i inne obrazy). [10] Część z tych prac zgromadzono na wystawie w sali, gdzie ukazano fuzję czterech żywiołów - ziemi, wody, powietrza i ognia. Na niektórych obrazach, prezentujących właśnie owo odpływanie Artysty od realności ku abstrakcji organicznej, widać jeszcze szczątki realnego świata – fragmenty masztów, dzioby okrętów, ledwo rozpoznawalne zarysy rzeczywistych przedmiotów. Wibrujące barwy, którymi po mistrzowsku posługuje się Turner, oraz modelunek światłem sprawiają, że tworzone w oparciu o wnikliwe obserwacje Natury dzieła przywodzą na myśl senne widziadła. To improwizacje, na których realność faluje niczym ocean, tracąc swoją materialność i stając się ulotnym, świetlnym zjawiskiem.
Przedstawienia Natury, których reżyserem jest Turner, wywołują u nas różne emocje – od wyciszenia w pracy "Początek barwny" (1820 r. ) i sielanki w "Księżycu w nowiu..." (1840 r.), po uczucia grozy, przerażenia i wzniosłości. [11] To wszystko sprawia, że William Turner jest nie tylko malarzem żywiołów, ale i malarzem emocji. Ukazuje poprzez krajobraz ludzkie namiętności, które mogą być równie gwałtowne, silne i nieprzewidywalne jak występujące w Naturze żywioły. Patrząc na Jego obrazy możemy dostrzec i odczuć: surowość i niezłomność skał oraz surowość i niezłomność charakteru, palący żar ognia oraz palący żar namiętności, porywczość wichru oraz porywczość gniewu, ogrom i nieobliczalność wzburzonych fal oceanu oraz ogrom i nieobliczalność rozpaczy.
Turner był niezwykłym twórcą. Znajdujące się w szkicownikach Artysty impresje to zapis ulotnych chwil i barwnych wrażeń, które kreślił na gorąco podczas swoich długich spacerów. Był niezwykle pracowity i wytrwały. Wiele godzin spędzał poza domem na obserwacji nieba i morza o różnych porach dnia i w zmiennych warunkach atmosferycznych. Jego dokonania wybiegają poza epokę, w której żył. Namalowane przez Niego obrazy olejne i akwarele są zapowiedzią symbolizmu, impresjonizmu, ekspresjonizmu i abstrakcji. Obok gotowych obrazów pozostawił po sobie mnóstwo szkiców i niedokończone dzieła, będące zarysem przyszłych dzieł, które nigdy nie zaistniały w swojej finalnej formie, gdyż ich nie ukończył. Zakochałam się bez pamięci w Turnerze. Oczarowały mnie Jego wyobraźnia, pracowitość, fascynacja światłem i zmysł obserwacji. Nie wiem kiedy i czy znów zobaczę na żywo Jego prace. Przed zamknięciem wystawy zamierzam ponownie odwiedzić Muzeum Narodowe w Krakowie i razem z Artystą odbyć emocjonującą podróż przez XIX-wieczną Europę, by jeszcze raz, już po raz ostatni, spojrzeć na świat Jego oczami. Prezentowane w katalogach reprodukcje obrazów Turnera są bez życia. Podobnie jest w przypadku widokówek, które sprzedaje się przy okazji tej wystawy. Miał rację Walter Benjamin, kiedy mówił o losie sztuki w dobie mechanicznej reprodukcji. Dzieło sztuki odarte z aury (prezentowane jako reprodukcja) jest martwe i bez duszy. Jest tylko bladym cieniem prawdziwej rzeczywistości. Warto poświęcić zbliżający się weekend i odwiedzić Muzeum Narodowe w Krakowie, żeby dotknąć żywej sztuki, żeby posmakować prawdy obrazu nie przesłoniętego przez pozbawione życia, nieudolne kopie. To pierwsza prezentacja dzieł Turnera w Polsce. Nie wiadomo czy i kiedy po raz kolejny będziemy mieli okazję obejrzeć obrazy tego twórcy. Wystawa została przygotowana starannie i z rozmachem. Pokazano na niej obrazy pochodzące z Galerii Tate oraz kilku kolekcji angielskich i amerykańskich.
© Joanna Turek
Tekst opublikowany na moim blogu.
Tekst opublikowany na moim blogu.
__________________________________
Przypisy:
[1] Wędrując po wystawie i obcując z dziełami Turnera odniosłam wrażenie, że nie tylko miał ogromną wyobraźnię, ale musiał także być dowcipnym człowiekiem. Jakiż związek bowiem łączy tytuł "Dyliżans" ("The Diligence" z ok. 1840 r.) albo "Łodzie na morzu" ("Boats at Sea" z ok. 1830 r.) z przedstawieniami ukazanymi na tych akwarelkach? Gdzie są tytułowe delfiny na obrazie olejnym "Wzburzone morze z delfinami" ("Stormy Sea with Dolphins" z ok. 1835-1840) i co stało się z łodzią na innym olejnym płótnie "Wschód słońca, łódź w przesmyku między cyplami" ( "Sunrise, with a Boat between Headlands") z ok. 1840-1845? Co myśleli ówcześni odbiorcy, patrząc na zamaszyste pociągnięcia pędzla i rozlewające się plamy koloru? Czy nie sądzili, że to bohomazy a Artysta sobie z nich zakpił albo oszalał? Wielu tak rzeczywiście myślało - zwłaszcza o dziełach, w których odszedł od realizmu i zaczął kreować wizyjną rzeczywistość ( "Snow Storm - Steam-Boat off a Harbour's Mouth" z 1842).
[2] Dużą rolę w budowaniu nastroju odgrywają u Turnera światło i kolor. W Jego twórczości widoczny jest wpływ teorii estetycznych Edmunda Burke (zasada "wzniosłości" sformułowana w 1757 roku w książce "Dociekania filozoficzne o pochodzeniu naszych idei wzniosłości i piękna"), Williama Gilpina (termin "malowniczość"; Gilpin zwrócił uwagę na to, że wygląd krajobrazu zależy od zachmurzenia oraz natężenia światła i zachęcał do malowania z natury) i Johanna Wolfganga von Goethe'go ("Teoria koloru" opublikowana w 1810 roku) oraz rozważań o świetle zawartych w traktacie francuskiego pejzażysty Pierre-Henri de Valenciennesa.
[3] Artysta nie przywiązuje wielkiej wagi do wiernego odtwarzania rzeczywistości - detale nie są dla niego istotne ("The Scarlet Sunset", ok. 1830-40). Dotyczy to również przedstawień ludzi. Wystarczy przyjrzeć się z bliska postaci stojącej w łodzi na jednym z obrazów "Entrance of the Meuse: Orange-Merchant on the Bar, Going to Pieces" (1819 r.) czy sylwetce anioła z "The Angel Standing in the Sun" (1846 r.). Człowiek u Turnera stanowi marginalny element dzieła i zostaje podporządkowany artystycznej wizji, w której głównymi bohaterami są Natura, światło, barwa i żywioły. Nawet na obrazach realistycznych na pierwszy plan wysuwa się nastrój, ulotna chwila, będąca zapisem subtelnej lub dramatycznej gry świateł i cieni.
[4] Realizacja koncepcji Aleksandra Cozensa, nauczyciela rysunku, który zaproponował nowe metody kompozycji obrazu (kleksy, plamy, formy bez konturów). Warto przyjrzeć się z bliska pracy wykonanej kredą i ołówkiem "Skalista przełęcz pośród gór" ("A Rocky Pass between Mountains. Glen Croe, with the Slopes of Ben Arthur: Ben an Lochain") z ok. 1801 r.
[5] "Początek barwny" ("Colour Beginning") z 1820 r. - jedna z wielu prac ze szkicownika artysty oznaczona tym tytułem. "Łodzie na morzu" ("Boats at Sea") z ok. 1830 r.
[6] Impresje, to moje na gorąco ukute określenie, które odnoszę do zwiewnych, często ujmujących w syntetyczny sposób rzeczywistość, akwarelek Turnera. Zob. przypis numer 8. Ten sam styl malowania pojawia się także na obrazach olejnych.
[7] "Dyliżans" ("The Diligence") z ok 1840 r., gwasz i akwarela.
[8] "Łodzie na morzu" ("Boats at Sea"), z ok. 1830 r. Zob. też przypis numer 6.
[9] "Skalista przełęcz pośród gór" ("A Rocky Pass between Mountains. Glen Croe, with the Slopes of Ben Arthur: Ben an Lochain") z ok. 1801 r. Kreda i ołówek na papierze.
[10] Obrazy olejne: "Wzburzone morze z delfinami" ("Stormy Sea wit Dolphins") z ok. 1835 - 40. "Wschód słońca, łódź w przesmyku między cyplami" ( "Sunrise, with a Boat between Headlands") z ok 1840-1845.
[11] "Początek barwny" ("Colour Beginning" ), z 1820 r. W licznych studiach akwarelowych zwanych "Początkami barwnymi" kompozycja jest budowana ze stref kolorystycznych.
[10] Obrazy olejne: "Wzburzone morze z delfinami" ("Stormy Sea wit Dolphins") z ok. 1835 - 40. "Wschód słońca, łódź w przesmyku między cyplami" ( "Sunrise, with a Boat between Headlands") z ok 1840-1845.
[11] "Początek barwny" ("Colour Beginning" ), z 1820 r. W licznych studiach akwarelowych zwanych "Początkami barwnymi" kompozycja jest budowana ze stref kolorystycznych.
O wystawie:
"Turner. Malarz żywiołów./ Turner and The Elements" to pierwsza w Polsce prezentacja prac tego artysty. Dzieła Turnera, podzielone na pięć grup: ziemia, woda, powietrze, ogień i fuzja żywiołów, można było oglądać od 14 października 2011 r. do 8 stycznia 2012 r. w Muzeum Narodowym w Krakowie. Wystawę przygotowało Bucerius Kunst Forum w Hamburgu we współpracy z Muzeum Narodowym w Krakowie. Kuratorkami oraz autorkami scenariusza i aranżacji wystawy były Inés Richter-Musso i Ortrud Westheider. Kuratorem ze strony polskiej była Magdalena Czubińska.